WIARA NR 8 Krystian Gałuszka
Adam mieszka na poziomie +53. Adam pracuje na poziomie -14. W wolnym czasie Adam przebywa między poziomami -11 a +20. Acz ma przywilej bywać na przedostatnim poziomie +79, gdzie nie bez przyjemności dorabia jako toy boy – Mów mi Charlotte – wita go zawsze właścicielka apartamentu, akcentując swoje imię po francusku. Choć prawdopodobnie jest Niemką. Choć prawdopodobnie nie jest to w ogóle jej prawdziwe imię. Adam również nie nazywa się Adam. Ale to nie przeszkadza w niczym, ani jemu, ani wszystkim dookoła. Bo któż przecież z mężczyzn nie jest Adamem?
Zatem Adam mieszka w jednej z kilkunastu wież Wiary, którą z rzadka opuszcza. A gdy się przyjrzeć bliżej, to można by rzec, że z chwilą zamieszkania, czyli od 11 lat, opuścił ją dwa razy. Pierwszy raz na samym początku i raczej bez zbytniej potrzeby, bardziej z przyzwyczajenia. I drugi raz, gdzieś rok temu, w sprawach zawodowych. I gdy za pierwszym razem zrobił to bez obaw, za drugim czuł pewien niepokój, jakby opuszczał ląd stały, a wypływał w przestwór nieznanego oceanu. Od tego momentu unikał
poziomu 0.
Wieże Wiary pojawiły się w aglomeracji niecałe dwadzieścia lat temu. Były one pomysłem na przeludnienie konurbacji, gdzie miasta nachodziły jedno na drugie
i politycznym planem na godniejsze i szczęśliwsze życie ich mieszkańców (jak zawsze). Elewacje wież Wiary zostały pokryte czarnym matowym materiałem chłonącym energię słoneczną. Na finale te niebotyczne budowle, przypominające swym kształtem antyczne pylony wykute w węglu wyglądały niczym potężne donżony, brodzące w morzu urbanizacyjnego morza. Stały się one miastami w miastach, w których mieszkało, pracowało, żyło po kilkanaście tysięcy osób w każdym hubie. Adam żył w Wiarze nr 8. Największa była Wiara nr 12. Prawdopodobnie, gdyż tak podawały wszędobylskie komunikatory. Ale być może w nieustający potok informacyjny płynący ze ścian korytarzy, czy tez indywidualnych smartfonów, mógł wkraść się błąd. Na przykład taki, że to właśnie Wiara 8 była największa, albo taki, że w ogóle nie istniała. Kto by jednak przywiązywał uwagę do takich nieścisłości?
Adam budzi się o ósmej. Następnie poddaje się ablucji przy dźwiękach muzyki wypełniającej przestrzeń modułu mieszkalnego (no niech będzie to któraś z symfonii Beethovena). Stojąc przed ścianą lustra pokrytego mgłą pary wodnej nie widzi swego odbicia. Nie widzi takiej potrzeby, bo ileż razy można oglądać samego siebie. Następnie je śniadanie w ciszy zatopionej w szumie klimatyzatorów, którego umysł Adama już nie rejestruje. Potem celebracja ubioru. I wejście w szmer reklam na ciągach komunikacyjnych. Podróż trzema windami na poziom -14 do pracy, która polega na dozorowaniu maszyn utylizacyjnych. Godzina 18.00 to obiad w stylizowanych uliczkach z restauracjami na poziomie – 6, a następnie jazda na poziom +9 do ogrodów botanicznych rozciągających się przez pięć poziomów, aby odsłużyć pracę społeczną na rzecz wspólnoty. Później po pracy społecznej jazda do łaźni miejskiej na poziom +19, gdzie w niedorzecznie wysokiej temperaturze i oparach wody, ale bez nachalnych reklam, zacieśnia więzy społeczne, uskuteczniając rozmowy o zdarzeniach obwieszczanych w komunikatorach.
Z łaźni trafia do kapsuł regeneracyjnych, znajdujących się na poziomie wyższym. Po wszystkim jedzie do Charlotty przekraczając na poziomie +65 tzw. złotą zonę, zarezerwowaną dla mieszkańców prestiżowych, ale wyrobiona przez Charlottę karta otwiera mu bramy do nóg kochanki. Po wyjściu od niej ląduje do ogrodów rozrywki zlokalizowanych na poziomach +13 i +14. Odurzony wolnością wraca na swój poziom +53 przed północą.
Adam budzi się o ósmej. Następnie poddaje się ablucji przy dźwiękach muzyki wypełniającej przestrzeń modułu mieszkalnego (no niech będzie to Carmina Burana Orffa). Stojąc przed ścianą lustra pokrytego para wodną widzi siebie otulonego mgłą. Nie czuje potrzeby zobaczenie siebie, bo ileż razy można oglądać własne odbicie. Następnie je śniadanie w ciszy oblepionej szumem serwerów, którego umysł Adama już nie rejestruje. Potem z namaszczeniem się ubiera. I w końcu wkracza w przestrzeń publiczną zanurzając się w monotonny dźwięk reklam atakujących uszy na ciągach komunikacyjnych. Podróż trzema windami na poziom -14 do pracy, która polega na monitorowaniu maszyn utylizacyjnych, trwa niespełna dwa kwadranse. Godzina 18.00 to obiad w stylizowanych na włoski charakter uliczkach z restauracjami umieszczonymi na poziomie – 6, a następnie jazda na poziom +9 do ogrodów botanicznych, które są prawdziwą perłą Wiary nr 8, aby odsłużyć pracę społeczną na rzecz mieszkańców wieży. Później po pracy społecznej jazda do łaźni miejskiej na poziom +19, gdzie w oparach wody i bezsprzecznie wysokiej temperaturze, ale bez nachalnych reklam, uskutecznia rozmowy o byciu, zacieśniając więzy społeczne.
Z łaźni trafia do kapsuł regeneracyjnych (cokolwiek to znaczy), znajdujących się na poziomie wyższym. Po wszystkim jedzie do Charlotty wkraczając na poziomie +65 do tzw. złotej zony, zarezerwowanej dla mieszkańców prestiżowych, do których przecież się nie zaliczał, ale wyrobiona przez Charlottę karta otwiera mu bramy do wykwintniejszego świata. Po wyjściu ląduje w ogrodach rozrywki zlokalizowanych na poziomach +13 i +14. Odurzony wolnością wraca na swój poziom +53 przed północą.
Adam budzi się o ósmej. Następnie poddaje się ablucji przy dźwiękach muzyki wypełniającej przestrzeń modułu mieszkalnego (no niech będzie to któreś z oratoriów Händla). Stojąc przed ścianą lustra pokrytego mgłą, przeciera ręcznikiem szklaną płaszczyznę. Nie widzi siebie. Z lustra zagląda bezkształtna pałuba, jakby ulepiona z gliny. Z lekka zaskoczony wkłada szlafrok, wyłącza muzykę i z windy kuchennej wyciąga pyszne śniadanie przygotowane w czeluściach hubu, prawdopodobnie na poziomie -11. Szum tła nie dociera do niego, bo przecież nie może. Szykowanie się przed wyjściem do pracy jest nad wyraz przyjemne, gdyż za każdym razem dostaje windą towarową nowa kreację. Tak przygotowany wkracza w nowy wspaniały świat. Jazda windami, praca, obiad, łaźnia, kapsuły, Charlotta, balanga, sen. Jest dobrze. Jest dobrze. Wiara 8 jest bardzo.