(…) Katarzyna Janota
Nigdy nie czuł się tak dobrze jak teraz. Tak spójnie, lekko, w prawdzie z sobą. Już nie musiał nic ukrywać. Czuł tylko, że trzeba było zrobić to wcześniej. Wtedy nie musiałby przechodzić tego cierpienia fizycznego i psychicznego. To drugie gorsze. Ostatnio spotkałam go na ulicy, szedł niespiesznie taki pewny siebie, radosny, emanował swoją nienachlaną męskością. Uśmiechnął się do mnie z daleka, przywitaliśmy się jak kiedyś, ale on był już inny. Mówił dużo o wdzięczności, o swojej drodze w życiu i o tym, że te chwile nieakceptacji, smutku, niepogodzenia i bólu były potrzebne, bez nich nie byłoby go tutaj, takiego jakim jest. Powiedział, że tak łatwo dajemy się zaplątać w pajęczynę życia, dajemy innym opleść tę pajęczą sieć i tylko od nas zależy czy zdamy sobie z tego sprawę i damy sobie przyzwolenie na wyplątanie. On sobie dał, dlatego już wyplątał JĄ z siebie i tylko kilka starych fotografii, zrobionych dla zaznaczenia tamtych momentów, mu o tym przypominają. I ciągle powtarzał, że nigdy nie czuł się tak dobrze jak teraz.