Krystian Gałuszka

Foto nr 27

Foto: Katarzyna Janota

KUSZENIE Krystian Gałuszka

Kawiarenka Morgenroth w Stacji Biblioteka pełniła również funkcję czytelni. Czytelni szczególnej, w której można było na życzenie wysłuchać płyty winylowej z bogatego zbioru rudzkiej książnicy. Adam przychodził zawsze godzinę wcześniej przed odjazdem pociągu, którym jechał do pracy. Wybierał z drewnianego kartkowego katalogu płytę do przesłuchania i prosił bibliotekarkę o jej odtworzenie. Sam z kubkiem gorącej czekolady siadał obok olbrzymiego kaflowego pieca z otrzymaną okładką płyty w oczekiwaniu na ucztę. Rozkoszował się klimatycznym miejscem, muzyką oraz, co nie było bez znaczenia, studiowaniem okładki. Wydawnictwa płyt analogowych uwodziły go formatem, a także formą edytorską. Jedne były minimalistyczne w swej koncepcji artystycznej, a inne niczym barokowy teatr snuły swą opowieść będącą ilustracją do muzyki zawartej na czarnym krążku. Ale nawet te najprostsze kompozycje, jak choćby słynny tak zwany „Biały Album”, który po prostu był wielką białą rozkładaną kopertą z wypukłym ślepym tłoczeniem napisu THE BEATLES na przodzie, posiadały swe rozkoszne smaczki. Bo przecież pierwsze brytyjskie wydanie mono z 1968 roku mogło wariantowo posiadać odrębną kolejną liczbę danego egzemplarza w formie pieczątki numerycznej odbitej pod nazwą płyty. Były to egzemplarze z szerokim dziesięciomilimetrowym grzbietem z wkładanymi z góry czarnymi kopertami wytwórni Apple Records, dopełniającymi całość idei kompozycyjnej, choć przeważająca ilość okładek pierwszego tłoczenia posiadała przecież wąski czteromilimetrowy grzbiet i białe koperty. Z kolei późniejsza edycja amerykańska tego czteropłytowego album posiadały zwykły drukowany szary tytuł zamiast ślepego druku wypukłego. Kto wie może sukces albumu wpłynął na światową karierę zastosowania kroju czcionki Helvetica? A może odwrotnie?

Tego dnia niestety stałe miejsce obok pieca było zajęte. Zatem Adam był zmuszony wybrać lokalizację obok jednego z trapezowych stalowych filarów podtrzymujących konstrukcję dworca. Usiadł z czarno-białą okładką płyty Józefa Skrzeka Wojna Światów – Następne Stulecie. Dźwięki muzyki z filmu Piotra Szulkina wcale go jednak nie relaksowały. Raczej bez zachłannego zaciekawienia, a bardziej z przyzwyczajenia przyglądał się płycie wydanej przez Polskie Nagrania w roku 1982. Zaglądając do środka koperty ze zdziwieniem zauważył, że od wewnętrznej strony wydrukowana była płyta Piotra Janczerskiego i Bractwa Kurkowego z roku 1977. Odkrycie tego kuriozalnego faktu nie zrobiło na nim zbytniego wrażenia, gdyż coś innego zaprzątało jego uwagę. Początkowo nie wiedział co to mogło być. Siedząc przy tafli szyby oddzielającej go od hali głównej, spoglądał bezradnie w zmultiplikowaną przez szkło przestrzeń biblioteki. Dopiero po chwili jego uwaga zwróciła się na pusty fotel przy jego stoliku. Był raczej nierzeczywisty, gdyż Adam odbierał go bardziej jako żywą istotę, a nie martwy przedmiot. Pusty fotel zniewalał go swym zapachem. Najchętniej przytuliłby policzek do jego oparcia, ale kontrolował się, choć nie do końca. Jego powab był na tyle silny, że przepuścił pociąg do pracy. Woń unosząca się z fotela wychodziła poza tradycyjne schematy. Była dość niespotykana, niejako zaskakująca, orbitująca pomiędzy olibanum, tytoniem i cedrem. Nie była jednak ciężka i przytłumiona, a wręcz przeciwnie, posiadała chłodną świeżość, a zarazem lekkość wywołującą stan niemalże podniecenia. Adam nie był specjalistą od perfum i nie mógł posiadać wiedzy podstawowej o współczesnych dokonaniach perfumiarzy. Gdyby o nich miał pomyśleć, widziałby oczami wyobraźni perfumiarza, który w swojej pracowni, położonej zapewne wśród pól Grasse, miesza kwiatowe olejki w miedzianych alembikach, poszukując kompozycji uzewnętrzniających piękno urody, uwodzących zmysły tęsknotą spełnienia. Niestety współczesna produkcja perfum, odbywa się w nowoczesnych laboratoriach. Ich produkcja oparta jest o aromamolekuły, które z jednej strony przypominają zapachy znane tradycyjnemu perfumiarstwu, z drugiej kreują zapachy nowe, nieistniejące naturalnie. Nadto, aby zwiększyć oddziaływanie perfum molekularnych dodaje się do nich feromony, które same w sobie są bezzapachowe, ale działają bezpośrednio na podświadomość. Adam nie wiedział tego, ale szczerze mówiąc mało go to obchodziło, gdyż ani przez sekundę nie pomyślał o perfumach, a tym bardziej o perfumiarzach. Adam poczuł zapach wymarzonej Ewy. Jego jestestwo doznało stanu, którego nigdy nie doświadczył. Czuł się jak wystrzelony z katapulty. Przerażony i kwiląco zadowolony. Od tego czasu jego częsta bytność w kawiarni Morgenroth w Stacji Biblioteka stała się na tyle intensywna, że bibliotekarki zaczęły go traktować jako stały element aranżacji wnętrza. Adam siadał przy stoliku przy filarze przyglądając się dyskretnie udręczonym wzrokiem wszystkim kobietom korzystającym i z biblioteki i z dworca. Przy okazji mimochodem spoglądając na ekran, na którym wyświetlano historię obiektu, stał się specjalistą z zakresy dziejów biblioteki, która jako jedyna na świecie mieściła w sobie dworzec, a nie odwrotnie. Jego stan zauroczenia raz był większy, raz mniejszy, z czego późnym wieczorem  samotnie w domu miarkował, że osoba, której poszukiwał, od czasu do czasu musiała siadać przy stoliku obok stalowego filaru.

Adam nie tracił nadziei. Mijały tygodnie i miesiące. Aż pewnego jesiennego dnia drobna postać kobiety, ubranej w czerwony raglan, zatrzymała się po drugiej stronie szyby i jakby mimochodem odwróciła się w jego stronę. Ich wzrok się skrzyżował. Trwało to zaledwie przez chwilę, ale Adam odczuł jak zamiera czas. Wszystko się zatrzymało. Planeta przestała się kręcić.  Kosmos opustoszał wypełniając się nieznajomą. Formuła piękna się wypełniła. Kiedy Adam wrócił do rzeczywistości, kobieta niespiesznie się już oddalała. Niemalże wywracając stolik, wyskoczył z kawiarni i pognał za nią. Postać kobiety skierowała się nie do przejścia podziemnego, z którego można było przedostać się na perony dolne, ile do korytarza prowadzącego na dworzec górny. Adam pobiegł za nią, choć wiedział, że jest to niemożliwe, gdyż dworzec ten został zlikwidowany 20 lat temu.  W końcu nieznajoma przystanęła, czekając aż ją dogoni. Kiedy para odchodziła, było słychać zgrzyt składu zatrzymującego się na nieistniejącym peronie dworca górnego, a bibliotekarki melancholijnie spoglądając w ich stronę, kiwały dyskretnie ze zrozumieniem głowami, wiedziały bowiem, iż prawdziwą miłość można spotkać tylko w bibliotece.

Foto nr 4

Foto: Antoni Kreis

WIARA NR 8 Krystian Gałuszka

Adam mieszka na poziomie +53. Adam pracuje na poziomie -14. W wolnym czasie Adam przebywa między poziomami -11 a +20. Acz ma przywilej bywać na przedostatnim poziomie +79, gdzie nie bez przyjemności dorabia jako toy boy – Mów mi Charlotte – wita go zawsze właścicielka apartamentu, akcentując swoje imię po francusku. Choć prawdopodobnie jest Niemką. Choć prawdopodobnie nie jest to w ogóle jej prawdziwe imię. Adam również nie nazywa się Adam. Ale to nie przeszkadza w niczym, ani jemu, ani wszystkim dookoła. Bo któż przecież z mężczyzn nie jest Adamem?

Zatem Adam mieszka w jednej z kilkunastu wież Wiary, którą z rzadka opuszcza. A gdy się przyjrzeć bliżej, to można by rzec, że z chwilą zamieszkania, czyli od 11 lat, opuścił ją dwa razy. Pierwszy raz na samym początku i raczej bez zbytniej potrzeby, bardziej z przyzwyczajenia. I drugi raz, gdzieś rok temu, w sprawach zawodowych. I gdy za pierwszym razem zrobił to bez obaw, za drugim czuł pewien niepokój, jakby opuszczał ląd stały, a wypływał w przestwór nieznanego oceanu. Od tego momentu unikał
poziomu 0.

Wieże Wiary pojawiły się w aglomeracji niecałe dwadzieścia lat temu.  Były one pomysłem na przeludnienie konurbacji, gdzie miasta nachodziły jedno na drugie
i politycznym planem na godniejsze i szczęśliwsze życie ich mieszkańców (jak zawsze). Elewacje wież Wiary zostały pokryte czarnym matowym materiałem chłonącym energię słoneczną. Na finale te niebotyczne budowle, przypominające swym kształtem antyczne pylony wykute w węglu wyglądały niczym potężne donżony, brodzące w morzu urbanizacyjnego morza.  Stały się one miastami w miastach, w których mieszkało, pracowało, żyło po kilkanaście tysięcy osób w każdym hubie. Adam żył w Wiarze nr 8. Największa była Wiara nr 12. Prawdopodobnie, gdyż tak podawały wszędobylskie komunikatory. Ale być może w nieustający potok informacyjny płynący ze ścian korytarzy, czy tez indywidualnych smartfonów, mógł wkraść się błąd. Na przykład taki, że to właśnie Wiara 8 była największa, albo taki, że w ogóle nie istniała. Kto by jednak przywiązywał uwagę do takich nieścisłości?

Adam budzi się o ósmej. Następnie poddaje się ablucji przy dźwiękach muzyki wypełniającej przestrzeń modułu mieszkalnego (no niech będzie to któraś z symfonii Beethovena). Stojąc przed ścianą lustra pokrytego mgłą pary wodnej nie widzi swego odbicia. Nie widzi takiej potrzeby, bo ileż razy można oglądać samego siebie. Następnie je śniadanie w ciszy zatopionej w szumie klimatyzatorów, którego umysł Adama już nie rejestruje. Potem celebracja ubioru. I wejście w szmer reklam na ciągach komunikacyjnych. Podróż trzema windami na poziom -14 do pracy, która polega na dozorowaniu maszyn utylizacyjnych. Godzina 18.00 to obiad w stylizowanych uliczkach z restauracjami na poziomie – 6, a następnie jazda na poziom +9 do ogrodów botanicznych rozciągających się przez pięć poziomów, aby odsłużyć pracę społeczną na rzecz wspólnoty. Później po pracy społecznej jazda do łaźni miejskiej na poziom +19, gdzie w niedorzecznie wysokiej temperaturze i oparach wody, ale bez nachalnych reklam, zacieśnia więzy społeczne, uskuteczniając rozmowy o zdarzeniach obwieszczanych w komunikatorach.
Z łaźni trafia do kapsuł regeneracyjnych, znajdujących się na poziomie wyższym. Po wszystkim jedzie do Charlotty przekraczając na poziomie +65 tzw. złotą zonę, zarezerwowaną dla mieszkańców prestiżowych, ale wyrobiona przez Charlottę karta otwiera mu bramy do nóg kochanki. Po wyjściu od niej ląduje do ogrodów rozrywki zlokalizowanych na poziomach +13 i +14. Odurzony wolnością wraca na swój poziom +53 przed północą.

Adam budzi się o ósmej. Następnie poddaje się ablucji przy dźwiękach muzyki wypełniającej przestrzeń modułu mieszkalnego (no niech będzie to Carmina Burana Orffa). Stojąc przed ścianą lustra pokrytego para wodną widzi siebie otulonego mgłą. Nie czuje potrzeby zobaczenie siebie, bo ileż razy można oglądać własne odbicie. Następnie je śniadanie w ciszy oblepionej szumem serwerów, którego umysł Adama już nie rejestruje. Potem z namaszczeniem się ubiera.  I w końcu wkracza w przestrzeń publiczną zanurzając się w monotonny dźwięk reklam atakujących uszy na ciągach komunikacyjnych. Podróż trzema windami na poziom -14 do pracy, która polega na monitorowaniu maszyn utylizacyjnych, trwa niespełna dwa kwadranse. Godzina 18.00 to obiad w stylizowanych na włoski charakter uliczkach z restauracjami umieszczonymi na poziomie – 6, a następnie jazda na poziom +9 do ogrodów botanicznych, które są prawdziwą perłą Wiary nr 8, aby odsłużyć pracę społeczną na rzecz mieszkańców wieży. Później po pracy społecznej jazda do łaźni miejskiej na poziom +19, gdzie w oparach wody i bezsprzecznie wysokiej temperaturze, ale bez nachalnych reklam, uskutecznia rozmowy o byciu, zacieśniając więzy społeczne.
Z łaźni trafia do kapsuł regeneracyjnych (cokolwiek to znaczy), znajdujących się na poziomie wyższym. Po wszystkim jedzie do Charlotty wkraczając na poziomie +65 do tzw. złotej zony, zarezerwowanej dla mieszkańców prestiżowych, do których przecież się nie zaliczał, ale wyrobiona przez Charlottę karta otwiera mu bramy do wykwintniejszego świata. Po wyjściu ląduje w ogrodach rozrywki zlokalizowanych na poziomach +13 i +14. Odurzony wolnością wraca na swój poziom +53 przed północą.

Adam budzi się o ósmej. Następnie poddaje się ablucji przy dźwiękach muzyki wypełniającej przestrzeń modułu mieszkalnego (no niech będzie to któreś z oratoriów Händla). Stojąc przed ścianą lustra pokrytego mgłą, przeciera ręcznikiem szklaną płaszczyznę. Nie widzi siebie. Z lustra zagląda  bezkształtna pałuba, jakby ulepiona z gliny. Z lekka zaskoczony wkłada szlafrok, wyłącza muzykę i z windy kuchennej wyciąga pyszne śniadanie przygotowane w czeluściach hubu, prawdopodobnie na poziomie -11. Szum tła nie dociera do niego, bo przecież nie może. Szykowanie się przed wyjściem do pracy jest nad wyraz przyjemne, gdyż za każdym razem dostaje windą towarową nowa kreację. Tak przygotowany wkracza w nowy wspaniały świat. Jazda windami, praca, obiad, łaźnia, kapsuły, Charlotta, balanga, sen. Jest dobrze. Jest dobrze. Wiara 8 jest bardzo.

Krystian Gałuszka

***

moją tradycją
jest tajemnicza ziemia
która nazywa się śląsk
bo tylko tu mogę być
prawdziwym czechem
prawdziwym żydem
prawdziwym polakiem
prawdziwym niemcem
ślązakiem
z wszystkimi kompleksami
wmówionymi bądź urojonymi
z poczuciem winy
ale i pychy
ze zmarszczkami mądrości
tu jestem u siebie

„Sagrada Familia, czyli krótka rzecz o ojczyźnie”

Foto: Grzegorz Celejewski

Poeta, prozaik, dramaturg, eseista, autor 22 książek, w tym 13 pozycji poetyckich. Debiutował w „Tak i Nie” w roku 1984. Laureat kilku konkursów literackich. Drukuje teksty publicystyczne i literackie w prasie lokalnej, regionalnej i ogólnopolskiej. Współredaktor i redaktor kilkunastu wydawnictw związanych tematycznie ze Śląskiem.

Jego tomik wierszy „Pomiędzy pocałunkiem anioła a zapachem wanilii+” został uznany przez krytyków, jako jeden z najlepszych zbiorów współczesnej liryki śląskiej. Od roku 1993 Dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Rudzie Śląskiej. Na przełomie lat 2012/ 2013 r. Redaktor Naczelny Miesięcznika Społeczno-kulturalnego ŚLĄSK. W latach 2014, 2015, 2016, 2018 był laureatem konkursu ” Jednoaktówka po Śląsku”, gdzie sztuka  „Bahnhof” (2014) zdobyła I miejsce

Wśród wielu przyznanych mu wyróżnień znajdują się m.in. odznaka „Zasłużony dla Kultury Polskiej” (2011), Złota Odznaka Zasłużony dla województwa śląskiego (2018), nagrody „Hanysy 2019”. Ponadto otrzymał brązową, srebrną i złotą odznakę „Przociela Ślonski Godki” przyznawaną przez Związek Górnośląski. oraz 2021 nagrodę „Genius Loci – Wierny Opiekun Ziemi Śląskiej” przyznaną przez Ogólnopolskie Stowarzyszenie Księgarzy.