POCAŁUNEK Sabina Waszut
– Tylko nie całuj! Możesz dotknąć, pogłaskać, ale nie całuj. – Upomniała córeczkę, gdy szły do ukrzyżowanego. – To takie niehigienicznie. – Dodała, choć dwulatka nie zna jeszcze tak trudnych słów.
Przystanęła tuż obok, z troskliwym uśmiechem przyglądając się dziecku patrzącemu na zamknięte oczy zbawiciela.
Jej Wielkanoc nie była rozmodlona, nie była ani kościelna, ani Boska.
Jej Wielkanoc miał jasne włoski spięte wsuwkami w biedronki i pulchne paluszki, brudne jeszcze od plakatowej farbki, którą wspólnie ozdabiały pisanki, i nieco lepkie od czekolady. Pozwoliła zjeść córeczce całe uszy zajączka. W końcu są Święta.
Rozlało się wzruszenie. Ciepło wypełniło ją od odrostów na dawno niefarbowanych włosach (przy dziecku czas mknie tak szybko, że nie zażyła zapisać się do fryzjerki), przez zmęczone ramiona (spacer do kościoła okazał się zbyt długi dla małych nóżek, a ona głupia, nie wzięła wózka), aż po siniaka na stopie (klocek leżał na środku podłogi, nadepnęła na niego, gdy próbowała wyjść jak najciszej z dziecinnego pokoju, aby jeszcze przed snem zdążyć chwilę posiedzieć z mężem, napić się słodkiego wina i machnąć ręką na wszelkie porządki, których nie zrobili).
Jej Wielkanoc poszuka jutro prezentów poukrywanych nocą w kątach mieszkania, a potem nie pozwoli w spokoju napić się kawy, bo przecież nowa lalka chce się bawić.
Za oknem nic nie będzie zieleniało, nic nie będzie odradzało się do życia, bo znów sypnie śniegiem i deszczem i spacer stanie się niemożliwy.
– Do domku? – dziewczynka podniosła w górę rączkę, chwyciła ją i ruszyły niosąc się echem po rozmodlonej świątyni.
Jej Wielkanoc nie była kościelna ani Boska.
Jej Wielkanoc miała dziurki w policzkach po babce i jedno uszko nieco inne od drugiego po tacie.
Jej Wielkanoc nie była cudem, był życiem. Odrodzeniem.