KUSZENIE Krystian Gałuszka
Kawiarenka Morgenroth w Stacji Biblioteka pełniła również funkcję czytelni. Czytelni szczególnej, w której można było na życzenie wysłuchać płyty winylowej z bogatego zbioru rudzkiej książnicy. Adam przychodził zawsze godzinę wcześniej przed odjazdem pociągu, którym jechał do pracy. Wybierał z drewnianego kartkowego katalogu płytę do przesłuchania i prosił bibliotekarkę o jej odtworzenie. Sam z kubkiem gorącej czekolady siadał obok olbrzymiego kaflowego pieca z otrzymaną okładką płyty w oczekiwaniu na ucztę. Rozkoszował się klimatycznym miejscem, muzyką oraz, co nie było bez znaczenia, studiowaniem okładki. Wydawnictwa płyt analogowych uwodziły go formatem, a także formą edytorską. Jedne były minimalistyczne w swej koncepcji artystycznej, a inne niczym barokowy teatr snuły swą opowieść będącą ilustracją do muzyki zawartej na czarnym krążku. Ale nawet te najprostsze kompozycje, jak choćby słynny tak zwany „Biały Album”, który po prostu był wielką białą rozkładaną kopertą z wypukłym ślepym tłoczeniem napisu THE BEATLES na przodzie, posiadały swe rozkoszne smaczki. Bo przecież pierwsze brytyjskie wydanie mono z 1968 roku mogło wariantowo posiadać odrębną kolejną liczbę danego egzemplarza w formie pieczątki numerycznej odbitej pod nazwą płyty. Były to egzemplarze z szerokim dziesięciomilimetrowym grzbietem z wkładanymi z góry czarnymi kopertami wytwórni Apple Records, dopełniającymi całość idei kompozycyjnej, choć przeważająca ilość okładek pierwszego tłoczenia posiadała przecież wąski czteromilimetrowy grzbiet i białe koperty. Z kolei późniejsza edycja amerykańska tego czteropłytowego album posiadały zwykły drukowany szary tytuł zamiast ślepego druku wypukłego. Kto wie może sukces albumu wpłynął na światową karierę zastosowania kroju czcionki Helvetica? A może odwrotnie?
Tego dnia niestety stałe miejsce obok pieca było zajęte. Zatem Adam był zmuszony wybrać lokalizację obok jednego z trapezowych stalowych filarów podtrzymujących konstrukcję dworca. Usiadł z czarno-białą okładką płyty Józefa Skrzeka Wojna Światów – Następne Stulecie. Dźwięki muzyki z filmu Piotra Szulkina wcale go jednak nie relaksowały. Raczej bez zachłannego zaciekawienia, a bardziej z przyzwyczajenia przyglądał się płycie wydanej przez Polskie Nagrania w roku 1982. Zaglądając do środka koperty ze zdziwieniem zauważył, że od wewnętrznej strony wydrukowana była płyta Piotra Janczerskiego i Bractwa Kurkowego z roku 1977. Odkrycie tego kuriozalnego faktu nie zrobiło na nim zbytniego wrażenia, gdyż coś innego zaprzątało jego uwagę. Początkowo nie wiedział co to mogło być. Siedząc przy tafli szyby oddzielającej go od hali głównej, spoglądał bezradnie w zmultiplikowaną przez szkło przestrzeń biblioteki. Dopiero po chwili jego uwaga zwróciła się na pusty fotel przy jego stoliku. Był raczej nierzeczywisty, gdyż Adam odbierał go bardziej jako żywą istotę, a nie martwy przedmiot. Pusty fotel zniewalał go swym zapachem. Najchętniej przytuliłby policzek do jego oparcia, ale kontrolował się, choć nie do końca. Jego powab był na tyle silny, że przepuścił pociąg do pracy. Woń unosząca się z fotela wychodziła poza tradycyjne schematy. Była dość niespotykana, niejako zaskakująca, orbitująca pomiędzy olibanum, tytoniem i cedrem. Nie była jednak ciężka i przytłumiona, a wręcz przeciwnie, posiadała chłodną świeżość, a zarazem lekkość wywołującą stan niemalże podniecenia. Adam nie był specjalistą od perfum i nie mógł posiadać wiedzy podstawowej o współczesnych dokonaniach perfumiarzy. Gdyby o nich miał pomyśleć, widziałby oczami wyobraźni perfumiarza, który w swojej pracowni, położonej zapewne wśród pól Grasse, miesza kwiatowe olejki w miedzianych alembikach, poszukując kompozycji uzewnętrzniających piękno urody, uwodzących zmysły tęsknotą spełnienia. Niestety współczesna produkcja perfum, odbywa się w nowoczesnych laboratoriach. Ich produkcja oparta jest o aromamolekuły, które z jednej strony przypominają zapachy znane tradycyjnemu perfumiarstwu, z drugiej kreują zapachy nowe, nieistniejące naturalnie. Nadto, aby zwiększyć oddziaływanie perfum molekularnych dodaje się do nich feromony, które same w sobie są bezzapachowe, ale działają bezpośrednio na podświadomość. Adam nie wiedział tego, ale szczerze mówiąc mało go to obchodziło, gdyż ani przez sekundę nie pomyślał o perfumach, a tym bardziej o perfumiarzach. Adam poczuł zapach wymarzonej Ewy. Jego jestestwo doznało stanu, którego nigdy nie doświadczył. Czuł się jak wystrzelony z katapulty. Przerażony i kwiląco zadowolony. Od tego czasu jego częsta bytność w kawiarni Morgenroth w Stacji Biblioteka stała się na tyle intensywna, że bibliotekarki zaczęły go traktować jako stały element aranżacji wnętrza. Adam siadał przy stoliku przy filarze przyglądając się dyskretnie udręczonym wzrokiem wszystkim kobietom korzystającym i z biblioteki i z dworca. Przy okazji mimochodem spoglądając na ekran, na którym wyświetlano historię obiektu, stał się specjalistą z zakresy dziejów biblioteki, która jako jedyna na świecie mieściła w sobie dworzec, a nie odwrotnie. Jego stan zauroczenia raz był większy, raz mniejszy, z czego późnym wieczorem samotnie w domu miarkował, że osoba, której poszukiwał, od czasu do czasu musiała siadać przy stoliku obok stalowego filaru.
Adam nie tracił nadziei. Mijały tygodnie i miesiące. Aż pewnego jesiennego dnia drobna postać kobiety, ubranej w czerwony raglan, zatrzymała się po drugiej stronie szyby i jakby mimochodem odwróciła się w jego stronę. Ich wzrok się skrzyżował. Trwało to zaledwie przez chwilę, ale Adam odczuł jak zamiera czas. Wszystko się zatrzymało. Planeta przestała się kręcić. Kosmos opustoszał wypełniając się nieznajomą. Formuła piękna się wypełniła. Kiedy Adam wrócił do rzeczywistości, kobieta niespiesznie się już oddalała. Niemalże wywracając stolik, wyskoczył z kawiarni i pognał za nią. Postać kobiety skierowała się nie do przejścia podziemnego, z którego można było przedostać się na perony dolne, ile do korytarza prowadzącego na dworzec górny. Adam pobiegł za nią, choć wiedział, że jest to niemożliwe, gdyż dworzec ten został zlikwidowany 20 lat temu. W końcu nieznajoma przystanęła, czekając aż ją dogoni. Kiedy para odchodziła, było słychać zgrzyt składu zatrzymującego się na nieistniejącym peronie dworca górnego, a bibliotekarki melancholijnie spoglądając w ich stronę, kiwały dyskretnie ze zrozumieniem głowami, wiedziały bowiem, iż prawdziwą miłość można spotkać tylko w bibliotece.