Nie wchodź tam! Zatrzymaj się! Stój! Nie idź dalej! Wracaj! Zapada zmrok, już za chwilę ciemność ogarnie świat. Jeśli wejdziesz w czarną czeluść lasu opadną Cię strachy, lęki i wszystko to, od czego starasz się uwolnić! Spójrz, brzozy, jak Strażnicy Lasu stoją na jego skraju i ostrzegają! Zawróć! Zawróć, póki jeszcze czas! Gdy dopadnie Cię przerażenie będzie już za późno! Gdy Twoje gardło ścisną szpony strachu, nie zdołasz się wyzwolić! Każdy szmer, szelest wyda Ci się groźnym wystrzałem a wszechobecna cisza pozbawi Cię oddechu! Nie boisz się? Nie odczuwasz strachu? Śmiejesz się z moich obaw? Mówisz: bzdury, zabobony, głupie żarty. Masz rację! Ale szkoda, że nie ma już świata baśni, nikt dziś już nie wierzy w przesądy, w świat niepoznany, w leśne duchy, zjawy, skrzaty, elfy i inne fantastyczne stwory! Szkoda, że nikt już dziś nie wierzy…
Kiedyś bardzo lubiłem przychodzić do tej opuszczonej fabryki. Mimo, iż przerażały mnie kikuty metalowych prętów będących zbrojeniem dla filarów podtrzymujących masywny dach, to był świat do którego uciekałem. Lubiłem szczególnie miejsce, będące niegdyś pokojem majstrów –gabinet w którym rodziły się moje marzenia. Lubiłem, gdy w słonecznych promieniach wpadających przez rozbite okno, tańczą drobiny kurzu. Było tam stare drewniane biurko spoglądające oczodołami szuflad. Była też niewielka biblioteczka, ogołocona z książek i projektów, których resztki stanowiły moją mapę skarbów. Znalazłem też kilka połamanych ołówków, którymi oni kreślili odważne plany na przyszłość… Zastanawiałem się jaka będzie moja.
Gdy poszedłem tam ostatni raz, od razu wyczułem, że nie jestem sam. Cichutko zbliżałem się do mojego gabinetu i wtedy ją zauważyłem. Leżała naga na moim biurku, a promienie słońca pieściły jej piękne ciało. Łapała ich blask i ciepło dłonią, przełożoną przez rozbitą szybę na drugą stronę okna. Patrzyła w nią jakby skrywała jej największą tajemnicę. W szybie dostrzegłem odbicie jej twarzy i łzy spływające po policzkach… i wtedy powoli odwróciła głowę.
Uciekłem zawstydzony, a w moim sercu zamieszkał smutek jej oczu.
Nigdy nie czuł się tak dobrze jak teraz. Tak spójnie, lekko, w prawdzie z sobą. Już nie musiał nic ukrywać. Czuł tylko, że trzeba było zrobić to wcześniej. Wtedy nie musiałby przechodzić tego cierpienia fizycznego i psychicznego. To drugie gorsze. Ostatnio spotkałam go na ulicy, szedł niespiesznie taki pewny siebie, radosny, emanował swoją nienachlaną męskością. Uśmiechnął się do mnie z daleka, przywitaliśmy się jak kiedyś, ale on był już inny. Mówił dużo o wdzięczności, o swojej drodze w życiu i o tym, że te chwile nieakceptacji, smutku, niepogodzenia i bólu były potrzebne, bez nich nie byłoby go tutaj, takiego jakim jest. Powiedział, że tak łatwo dajemy się zaplątać w pajęczynę życia, dajemy innym opleść tę pajęczą sieć i tylko od nas zależy czy zdamy sobie z tego sprawę i damy sobie przyzwolenie na wyplątanie. On sobie dał, dlatego już wyplątał JĄ z siebie i tylko kilka starych fotografii, zrobionych dla zaznaczenia tamtych momentów, mu o tym przypominają. I ciągle powtarzał, że nigdy nie czuł się tak dobrze jak teraz.
Kiedy będę szczęśliwa, będę hodować motyle. Będą piękne i mądre. Będą lekko siadać na moich dłoniach i rozpylać kolory wokół mnie. Będę mieszkać jak w czarodziejskim ogrodzie, w którym niczego nie brakuje. Pięknym, świetlistym i ciepłym. Skrzydła moich motyli będą duże i kolorowe. Kształty regularne, harmonijne, doskonałe. Lekkość ich lotu będzie napawać mnie wzniosłymi uczuciami a dla mych oczu będzie to uczta pląsów i piruetów tworząc choreografie nie z tej ziemi. Będzie doskonale i pięknie. Może z czasem dołączą do nas inne piękne istoty, zachwycające i pragnące ogrzać się w tej cudownej atmosferze. Będę patrzeć w nieskończoność w zachwycie. Promienie słońca będą oświetlać tę scenę najpiękniej jak tylko można sobie to wyobrazić jednocześnie kładąc się na mojej twarzy pieszcząc i szepcąc najsłodsze słowa świata… Będę hodować motyle, kiedy będę szczęśliwa…
Stójmy jak mur! Ukształtowani przez społeczeństwo, Spaczeni tym co nam mówią, Miotając się w iluzji przedstawianego nam świata.
Stójmy jak mur! Broniąc swych wartości nie bacząc na opinie, Nie lękając się konsekwencji, Twórzmy obraz silnych swoją stanowczością.
Stójmy jak mur! Opierając się mocy czasu i nowym pokoleniom. Już nie tak piękni, ale niezmienni, odpychajmy zachłannie wyciągane po nas dłonie.
Stójmy jak mur! Niczym mityczni strażnicy z włóczniami ze słów. Trwajmy wierni własnym ideą, dopóty nie przyjdą CI, Którzy uznając nas za relikty, skruszą nas i obalą, I postawią nowy mur, który będzie stał.
Tutaj widziałam Cię ostatni raz. Leżałaś już długo, drżąca, blada, a ja przybiegłam do Ciebie po cukierek. Pamiętam, jak wpadłam w tę ciszę. Byłaś Ty, było coś słodkiego, być może szept, wyciągnięta dłoń, ale ja widziałam już tylko JĄ – wielką dziurę w podłodze, u wezgłowia łóżka. Jej ziemista przestrzeń rosła i rosła, coraz głębiej, bliżej, ciemniej. Poczułam wilgoć, chłód i wszystko, co przyszło zrozumieć. Uciekłam.
Po latach, gdy patrzę na ten pokój, mój zegar biegnie tylko wstecz. Temu miejscu nie dopiszę już innej historii. Czas stoi, jak osinowy kołek wbity w sedno dziecięcej nieświadomości.
Projekt „10 I 10 I Human”
Fotograficzno-literacki Projekt „10 I 10 I Human”, to chęć ukazania zmian we współczesnej fotografii, która będąc już nie tylko dokumentem, coraz bardziej staje źródłem inspiracji. Fotografie w projekcie, stają się punktem wyjścia do dalszej podróży, tym razem związanej ze słowem