Katarzyna Janota

Foto nr 46

Foto: Kamil Gajda

(…) Katarzyna Janota

Nigdy nie czuł się tak dobrze jak teraz. Tak spójnie, lekko, w prawdzie z sobą. Już nie musiał nic ukrywać. Czuł tylko, że trzeba było zrobić to wcześniej. Wtedy nie musiałby przechodzić tego cierpienia fizycznego i psychicznego. To drugie gorsze. Ostatnio spotkałam go na ulicy, szedł niespiesznie taki pewny siebie, radosny, emanował swoją nienachlaną męskością. Uśmiechnął się do mnie z daleka, przywitaliśmy się jak kiedyś, ale on był już inny. Mówił dużo o wdzięczności, o swojej drodze w życiu i o tym, że te chwile nieakceptacji, smutku, niepogodzenia i bólu były potrzebne, bez nich nie byłoby go tutaj, takiego jakim jest.  Powiedział, że tak łatwo dajemy się zaplątać w pajęczynę życia, dajemy innym opleść tę pajęczą sieć i tylko od nas zależy czy zdamy sobie z tego sprawę i damy sobie przyzwolenie na wyplątanie. On sobie dał, dlatego już wyplątał JĄ z siebie i tylko kilka starych fotografii, zrobionych dla zaznaczenia tamtych momentów, mu o tym przypominają. I ciągle powtarzał, że nigdy nie czuł się tak dobrze jak teraz.

Foto nr 38

Foto: Beata Mandrek

(…) Katarzyna Janota

Stał za nią jak cień. Kiedy upadała był, kiedy się podnosiła był.  Kiedy robiła coś, czym krzywdziła siebie, też był. W chwilach radości, wzruszenia, zwątpienia i zaskoczenia, też był. W dzień kiedy słońce mocno ogrzewało jej ciało a piasek wpijał się bezdusznie  w delikatną tkaninę przewieszoną przez nie, też był. I w nocy kiedy nago spała w atłasowej pościeli, zlewającej się i uwydatniającej piękne kobiece kształty. W chwilach wielkich sukcesów i bolesnych porażek, drobnych przyjemnościach, pierwszym tatuażu odlatującej jaskółki, uśmiechu na widok ukochanego i ulgi kiedy odchodził. Był. Jest z nią i teraz, kiedy spadł kolejny śnieg, zakwitnie pierwszy kwiat i spadnie złoty liść, będzie też przy kolejnym kubku gorącej czekolady  na melancholijnym filmie i zakupie kolejnej bluzki, która w domu wyda się za ciasna. Kiedy odejdzie? Razem z nią. Aniołowie już tak mają. Dlaczego nic nie mówi? Bo pozwala by przeszła tą drogę sama. Ale jeśli posłucha swej intuicji, serca i wyciszy umysł, możliwe, że się poczują.

Foto nr 36

Foto: Katarzyna Janota

(…) Kamil Gajda

Witaj kruszyno!

Cóż tam ściskasz w dłoniach?

Czy to jedna z pereł

złowiona w morskich toniach?

No pokaż gołąbku!

Co skrywasz za plecami?

Czy to pozytywka

z Twoimi marzeniami?

Odpowiedz mi myszko!

Co chowasz przede mną?

Czy to broszka babci

z gołębicą srebrną?

ODPOWIADAJ GNOJU!

Bo mam już dość tego!

Oddaj co ukradłeś

I won z domu mego!

Foto nr 29

Foto: Katarzyna Łukasik-Patoń

WILCZYCA Katarzyna Janota
Wilczyca – święta opiekunka, karmicielka. Dziki duch posiadający potężną energie, wyostrzone zmysły, aktywność w ciele. Naturalny sposób bycia bywa przedarty gwałtownością w działaniu, by chronić to co dla niej najcenniejsze. Jest silna, posiada niezwykłą moc, pozornie może sprawiać wrażenie uśpionej i niewzruszonej. Czuje, myśli, odbiera bodźce, czerpie naukę z doświadczenia, nie boi się cierpienia bo wie, że jest silna. Docenia i dba o siebie.

Foto nr 27

Foto: Katarzyna Janota

KUSZENIE Krystian Gałuszka

Kawiarenka Morgenroth w Stacji Biblioteka pełniła również funkcję czytelni. Czytelni szczególnej, w której można było na życzenie wysłuchać płyty winylowej z bogatego zbioru rudzkiej książnicy. Adam przychodził zawsze godzinę wcześniej przed odjazdem pociągu, którym jechał do pracy. Wybierał z drewnianego kartkowego katalogu płytę do przesłuchania i prosił bibliotekarkę o jej odtworzenie. Sam z kubkiem gorącej czekolady siadał obok olbrzymiego kaflowego pieca z otrzymaną okładką płyty w oczekiwaniu na ucztę. Rozkoszował się klimatycznym miejscem, muzyką oraz, co nie było bez znaczenia, studiowaniem okładki. Wydawnictwa płyt analogowych uwodziły go formatem, a także formą edytorską. Jedne były minimalistyczne w swej koncepcji artystycznej, a inne niczym barokowy teatr snuły swą opowieść będącą ilustracją do muzyki zawartej na czarnym krążku. Ale nawet te najprostsze kompozycje, jak choćby słynny tak zwany „Biały Album”, który po prostu był wielką białą rozkładaną kopertą z wypukłym ślepym tłoczeniem napisu THE BEATLES na przodzie, posiadały swe rozkoszne smaczki. Bo przecież pierwsze brytyjskie wydanie mono z 1968 roku mogło wariantowo posiadać odrębną kolejną liczbę danego egzemplarza w formie pieczątki numerycznej odbitej pod nazwą płyty. Były to egzemplarze z szerokim dziesięciomilimetrowym grzbietem z wkładanymi z góry czarnymi kopertami wytwórni Apple Records, dopełniającymi całość idei kompozycyjnej, choć przeważająca ilość okładek pierwszego tłoczenia posiadała przecież wąski czteromilimetrowy grzbiet i białe koperty. Z kolei późniejsza edycja amerykańska tego czteropłytowego album posiadały zwykły drukowany szary tytuł zamiast ślepego druku wypukłego. Kto wie może sukces albumu wpłynął na światową karierę zastosowania kroju czcionki Helvetica? A może odwrotnie?

Tego dnia niestety stałe miejsce obok pieca było zajęte. Zatem Adam był zmuszony wybrać lokalizację obok jednego z trapezowych stalowych filarów podtrzymujących konstrukcję dworca. Usiadł z czarno-białą okładką płyty Józefa Skrzeka Wojna Światów – Następne Stulecie. Dźwięki muzyki z filmu Piotra Szulkina wcale go jednak nie relaksowały. Raczej bez zachłannego zaciekawienia, a bardziej z przyzwyczajenia przyglądał się płycie wydanej przez Polskie Nagrania w roku 1982. Zaglądając do środka koperty ze zdziwieniem zauważył, że od wewnętrznej strony wydrukowana była płyta Piotra Janczerskiego i Bractwa Kurkowego z roku 1977. Odkrycie tego kuriozalnego faktu nie zrobiło na nim zbytniego wrażenia, gdyż coś innego zaprzątało jego uwagę. Początkowo nie wiedział co to mogło być. Siedząc przy tafli szyby oddzielającej go od hali głównej, spoglądał bezradnie w zmultiplikowaną przez szkło przestrzeń biblioteki. Dopiero po chwili jego uwaga zwróciła się na pusty fotel przy jego stoliku. Był raczej nierzeczywisty, gdyż Adam odbierał go bardziej jako żywą istotę, a nie martwy przedmiot. Pusty fotel zniewalał go swym zapachem. Najchętniej przytuliłby policzek do jego oparcia, ale kontrolował się, choć nie do końca. Jego powab był na tyle silny, że przepuścił pociąg do pracy. Woń unosząca się z fotela wychodziła poza tradycyjne schematy. Była dość niespotykana, niejako zaskakująca, orbitująca pomiędzy olibanum, tytoniem i cedrem. Nie była jednak ciężka i przytłumiona, a wręcz przeciwnie, posiadała chłodną świeżość, a zarazem lekkość wywołującą stan niemalże podniecenia. Adam nie był specjalistą od perfum i nie mógł posiadać wiedzy podstawowej o współczesnych dokonaniach perfumiarzy. Gdyby o nich miał pomyśleć, widziałby oczami wyobraźni perfumiarza, który w swojej pracowni, położonej zapewne wśród pól Grasse, miesza kwiatowe olejki w miedzianych alembikach, poszukując kompozycji uzewnętrzniających piękno urody, uwodzących zmysły tęsknotą spełnienia. Niestety współczesna produkcja perfum, odbywa się w nowoczesnych laboratoriach. Ich produkcja oparta jest o aromamolekuły, które z jednej strony przypominają zapachy znane tradycyjnemu perfumiarstwu, z drugiej kreują zapachy nowe, nieistniejące naturalnie. Nadto, aby zwiększyć oddziaływanie perfum molekularnych dodaje się do nich feromony, które same w sobie są bezzapachowe, ale działają bezpośrednio na podświadomość. Adam nie wiedział tego, ale szczerze mówiąc mało go to obchodziło, gdyż ani przez sekundę nie pomyślał o perfumach, a tym bardziej o perfumiarzach. Adam poczuł zapach wymarzonej Ewy. Jego jestestwo doznało stanu, którego nigdy nie doświadczył. Czuł się jak wystrzelony z katapulty. Przerażony i kwiląco zadowolony. Od tego czasu jego częsta bytność w kawiarni Morgenroth w Stacji Biblioteka stała się na tyle intensywna, że bibliotekarki zaczęły go traktować jako stały element aranżacji wnętrza. Adam siadał przy stoliku przy filarze przyglądając się dyskretnie udręczonym wzrokiem wszystkim kobietom korzystającym i z biblioteki i z dworca. Przy okazji mimochodem spoglądając na ekran, na którym wyświetlano historię obiektu, stał się specjalistą z zakresy dziejów biblioteki, która jako jedyna na świecie mieściła w sobie dworzec, a nie odwrotnie. Jego stan zauroczenia raz był większy, raz mniejszy, z czego późnym wieczorem  samotnie w domu miarkował, że osoba, której poszukiwał, od czasu do czasu musiała siadać przy stoliku obok stalowego filaru.

Adam nie tracił nadziei. Mijały tygodnie i miesiące. Aż pewnego jesiennego dnia drobna postać kobiety, ubranej w czerwony raglan, zatrzymała się po drugiej stronie szyby i jakby mimochodem odwróciła się w jego stronę. Ich wzrok się skrzyżował. Trwało to zaledwie przez chwilę, ale Adam odczuł jak zamiera czas. Wszystko się zatrzymało. Planeta przestała się kręcić.  Kosmos opustoszał wypełniając się nieznajomą. Formuła piękna się wypełniła. Kiedy Adam wrócił do rzeczywistości, kobieta niespiesznie się już oddalała. Niemalże wywracając stolik, wyskoczył z kawiarni i pognał za nią. Postać kobiety skierowała się nie do przejścia podziemnego, z którego można było przedostać się na perony dolne, ile do korytarza prowadzącego na dworzec górny. Adam pobiegł za nią, choć wiedział, że jest to niemożliwe, gdyż dworzec ten został zlikwidowany 20 lat temu.  W końcu nieznajoma przystanęła, czekając aż ją dogoni. Kiedy para odchodziła, było słychać zgrzyt składu zatrzymującego się na nieistniejącym peronie dworca górnego, a bibliotekarki melancholijnie spoglądając w ich stronę, kiwały dyskretnie ze zrozumieniem głowami, wiedziały bowiem, iż prawdziwą miłość można spotkać tylko w bibliotece.

Foto nr 22

Foto: Katarzyna Janota

MODLITWA Antoni Kreis

O Panie Nasz, Któryś Jest W Niebie

Z Aniołami Jak Motyle, Które Wielbią Ciebie

Aniołami, Co W Kolorowych Sukienkach

Które Im Szyła Święta Panienka

Zapomniany W Kącie Dziś Ciemnym Leżysz

W Dobro I Miłość Na Świecie Nie Wierzysz

Dawno Już Cię Z Obłoków Strącili

Do Krzyża Żelazem Okrutnie Przybili

Samotny, Przez Wszystkich Dziś Opuszczony

Dziobią Twe Ciało I Kruki I Wrony

Ludzie Cię Nie Chcą, Innych Mają Idoli

Cisza I Pustka Wnet Cię, Jezu Zaboli

Rozpaczy Wokół Słychać Odgłosy

Znów W Miastach I Na Wsiach zapłonęły Stosy

Wojna Na Świecie! I Znów Jest Wesoło

Pod Czerwoną Gwiazdą Diabły Tańczą Wkoło

Господи, благослови мир у світі  (Pobłogosław Panie, Daj Pokój Na Świecie)

Ми просимо вас, ми ваші діти  (My Cię Prosimy, My Twoje Dzieci)

Cлава Україні i wszystkim innym…

Foto nr 16

Foto: Katarzyna Janota

ŚWIT Mirosław Badura

Wraz z różowiejącym niebem zatrzymali samochód. Wysiedli z nadzieją, że ich telefoniczne aparaty uchwycą piękno budzącego się poranka. Wszyscy tylko nie on… Oddalił się niespiesznie. Wkładając ręce do kieszeni, przymknął oczy. Jego ciało smakowało rześkość świtu. Gdy dotknęło go ciepłu pierwszych promieni słońca, otworzył powieki i jego oczom okazała się wyczarowana w różowej poświacie kościelna wieża. Powoli na horyzoncie zaczęły rysować się dachy domów pobliskiego miasteczka. Słońce zaczęło spacer brukowanymi uliczkami. Chłonął to piękno całym sobą… Pomyślał „Dzięki Ci Panie za ten poranek, dzięki za to że jestem…”

Foto nr 11

Foto: Katarzyna Janota

(…) Beata Mendrek

Lubiłam Ją. Miała miły głos, choć rzadko się odzywała. Uważała, że jeśli nie ma nic do powiedzenia, lepiej milczeć. Dobierała starannie słowa, musiała dużo czytać. Lubiłam patrzeć, jak starannie upina włosy, tak, żeby nic nie odstawało. Robiła makijaż, mocny, jakby chciała ukryć się pod maską. Pamiętam, że miała ładną twarz. Nawet Jej to kiedyś powiedziałam… Zamyśliła się przez chwilkę a potem spokojnie odpowiedziała, że o tym wie. Że lubi swoją twarz a makijaż wcale nie jest zasłoną. Nie zdziwiło mnie to, mało mnie dziwiło, bo wiedziałam, że jest wyjątkowa i na swój sposób podziwiałam ją. Lubiłam…
Pewnego dnia zniknęła. Szukałam jej. Czekałam. Próbowałam dopytać ludzi… ktokolwiek widział, ktokolwiek wie… Nikt. Nic.
Patrzę w lustro. Ściągam maskę. Mam ładną twarz i miły głos. Lubię czytać i starannie dobierać słowa. Czasem mówić, ale równie silnie cenię ciszę. Naprawdę zniknęła?

Foto nr 6

Foto: Arkadiusz Ławrywianiec

(…) Katarzyna Janota

Jestem zmęczona, ledwo patrzę na oczy, nawet Ty mi się rozmazujesz. Chodź, odwołajmy to wszystko, zrobię nam kolację, popatrz jaki ciepły i pachnący, dopiero co wyciągnęłam z pieca. Pobędziemy razem, jak kiedyś, bez słów a tacy sobie bliscy. Koledzy mogą poczekać. Potrzebuję Ciebie, ciepła…

Rozumiem! Ty się już przygotowałeś.

Katarzyna Janota

Kocham wschody słońca, zwłaszcza w górach. Chwile, gdy oklejone rosą motyle prześwietlane są przez pierwsze promienie…

Foto: Mirosław Badura

Dziewczyna z beskidzkich gór, w otoczeniu których czuje się najlepiej. Ukończyła prawo administracyjne, prawo pracy i w tym kierunku rozwijała się zawodowo. Swoje umiejętności fotograficzne szkoli w Związku Polskich Artystów Fotografików Okręg Śląski – spełniając tym samym swoje największe marzenie. Pasja fotografowania pojawiła się jakieś20 lat temu kiedy zaczęła podkradać tacie FEDa i próbować fotografii analogowej, a następnie rozwijać ją już własnym Pentaxem. Świat układa się w piękne kadry warte skatalogowania, a fotografia daje jej tą możliwość, ucząc jednocześnie uważności spojrzenia, by móc za Westonem zachwycić się kształtem wydmy czy papryki. Fascynuje ją komunikowanie się  z odbiorcą poprzez obraz, wymiana spojrzeń, myśli, wykorzystane fotografii do  lepszego poznania siebie. Fotografowanie wznosi ją na wyższy poziom świadomości za co jest bezwarunkowo wdzięczna.