(…) Arkadiusz Ławrywianiec
Muzyka łagodzi obyczaje, to prawda, oby tego łagodzenia było jak najwięcej, źle będzie, gdy zwycięży postawa homo homini lupus est.
(…) Arkadiusz Ławrywianiec
Muzyka łagodzi obyczaje, to prawda, oby tego łagodzenia było jak najwięcej, źle będzie, gdy zwycięży postawa homo homini lupus est.
(…) Beata Mendrek
Zadrapałam się. Poczułam lekki ból. Takie lekkie draśnięcie, którego czasem nawet mogłabym nie zauważyć. Nic nie znaczące. Delikatne. Wpisane w codzienność.
Za chwilę już nie pamiętam, już nic nie czuję, nic nie boli. To było tylko chwilowe odczucie, chwila słabości. Malutka, nieważna, już nieistotna. Idę dalej, silniejsza, pewniejsza, że każde takie zranienie buduje, umacnia i dodaje odwagi.
Kolejna rana, kolejny nic nieznaczący ból, kolejny ślad, blizna. Chwila uwagi spowodowana nieuwagą… Nic wielkiego, zwykłość, codzienność. Każdego dnia.
Tylko czemu te łzy płyną bezustannie? Czemu są coraz gęstsze i czarniejsze? Czemu płyną nie zważając na mnie? Przecież to moje łzy. Moje blizny, moje rany… Powinny się mnie słuchać, a nie płynąć swoim życiem… Przecież to moje życie… To chyba moje życie? Chyba, że zapisuję nie swoją czystą kartkę, może ja to nie ja? Jak nie moje łzy…
(…) Katarzyna Łukasik-Patoń
Niczym Ikar w stronę słońca
Jakbyś w duchu pragnął końca
Pełen pasji i odwagi
Nie zważając na przestrogi
Skaczesz w otchłań wręcz zuchwale
Z werwą niczym morza fale
Uderzają o brzeg skalny
Czy to koniec twój fatalny?
Czy bez skrzydeł na ramionach
Śmierć przechytrzysz czy też skonasz?
(…) Kamil Gajda
Był pochmurny, nudny dzień. Jeden z tych zwyczajnych, niebędący ani częścią weekendu, ani jakiegokolwiek kościelnego święta. Na wąskich alejkach i poboczach dróg rozstawiali swoje wigwamy lokalni handlarze “relikwiami” i “odpustami”. Z drzew, rosnących w regularnych odstępach po obu stronach ulicy, sypały się rudo-brązowe liście, które teraz szeleściły mi pod nogami. Z głębi tego korytarza straganów rozlegał się cichy śpiew kościelnego chóru. To handlarz “świętymi” płytami właśnie zameldował się na stanowisku. Do nabożeństwa jeszcze trzy kwadranse. Miałem czas na kawę i krótki spacer. W jednej z obwoźnych budek kupiłem lurowatą americano i kostkę imbirową, po czym oddaliłem się od jarmarku. Skręciłem w uliczkę, która wydawała mi się najcichsza. Słońce nie wzbiło się jeszcze ponad otaczające ją wysokie kamienice, toteż panowała tam wolno blaknąca ciemność. Moją uwagę przykuła jedyna oświetlona witryna. Złote światło wypełzało na chodnik, dając obietnicę, że w ten chłodny listopadowy poranek znajdę tam odrobinę ciepła. Zbliżyłem się do szyby. Był to niewielki sklep z dewocjonaliami. Niby niewielki, ale przepełniony regałami, dźwigającymi setki, a może i tysiące, przedmiotów kultu. Na najwyższych półkach stał szwadron maryjek. Figurki Matki Boskiej pełnej miłosierdzia, były oświetlone w sposób dodający im majestatyczności, jakby biła od nich święta łuna. Wodząc oczami po obliczach najświętszych panienek, natknąłem się na taką, która zdawała się patrzeć na mnie wzrokiem pełnym współczucia. Odruchowo się przeżegnałem. Nie potrafiłem jednak oderwać oczu od figury. im dłużej się jej przyglądałem, tym jej porcelanowa twarz sprawiała wrażenie smutniejszej. Niedopitą kawę schowałem za plecami, niczym uczeń z papierosem przyłapany przez nauczycielkę.
– Skąd ten smutek Moja Pani? – zapytałem, nie oczekując odpowiedzi.
Z dziury w starej rynnie, zamocowanej tuż nad witryną, spadła kropla wody i osiadła na szybie. Kropla przesuwała się zygzakowato po szkle, aż zatrzymała się na wysokości policzka figury. Z miejsca, w którym stałem, wyglądało to jakby porcelanowy wizerunek Matki Boskiej uronił łzę. Wtem, z niewidzianego przez witrynę, kantorka wyskoczyła starsza kobieta, która zaczęła energicznie wycierać z kurzu wszystkie dewocjonalia. Wyglądała na właścicielkę, która się spóźniła, i musi teraz nadgonić stracony czas bo lada chwila otwarcie. Kobieta, o słusznej budowie ciała, przeciskała się między regałami, co chwila coś podnosząc i gorączkowo wycierając szmatką, lub własnym fartuchem. Polerowała świeczniki, przecierała ramy obrazów z papieżem, ustawiała w równy rządek butelki na cudowną wodę, w końcu zabrała się za święte figury. No i się stało. Właścicielka odwróciła się niezdarnie i spostrzegła mnie za szybą. Mój niespodziewany widok tak ją wystraszył, że kobieta przyciskając szmatkę do piersi wpadła na posąg Matki Boskiej, w który się zapatrywałem, i trąciła go plecami. Najświętsza Panienka huknęła o podłogę, zamieniając się w porcelanową mozaikę. Kobieta ze zrezygnowaniem spojrzała na mieniące się w świetle lamp pozostałości po figurze, po czym, biorąc głęboki oddech, ruszyła w moją stronę. Otworzyła drzwi i wychyliła się przez nie ostrożnie. Widziałem jak lustruje mnie wzrokiem, a później serdecznie się uśmiecha.
– Pan jest ten nowy? – zapytała, a ja byłem całkowicie zdezorientowany tym pytaniem.
– Tak, chyba tak… a o co konkretnie Pani pyta?
– Proboszcz mówił, że nowy przyjedzie, że kuria Pana przeniosła czy coś tam.
Nie spodziewałem się, że pierwsza osoba, z którą uda mi porozmawiać w tym miejscu, będzie już tyle o mnie wiedziała. Zacząłem się zastanawiać co więcej o mnie wie, przecież nawet się nie przedstawiłem.
– Jest Pani doskonale poinformowana – uśmiechnąłem się do niej chcąc zrobić dobre wrażenie.
Wtedy kobieta oddaliła się i podniosła coś z pomiędzy maryjnych skorup. Potem znów się do mnie zbliżyła, złapała mnie za rękę i wcisnęła do niej różaniec, który kilka chwil wcześniej był opleciony na dłoniach porcelanowej Marii.
– Do zobaczenia na mszy proszę Księdza.
(…) Arkadiusz Ławrywianiec
Pójść w nieznane, nieważne czy wąską uliczką, czy szeroką arterią, oddać się ciekawości świata. Nieznane jest ciekawe, a to już znane zawsze warto zgłębić na nowo.
(…) Katarzyna Janota
Miałam sen, to była bardzo długa droga, zwężała się. Wszystko było w odcieniach szarości i czerni, ale przy końcu było jakby jaśniej, światło? Zaciekawiło mnie to. Chciałam tam dojść, jak najszybciej. To był pewien rodzaj dziecięcej ekscytacji w oczekiwaniu na gwiazdora. Przyciągało mnie niczym magnez, czułam, że tam spotka mnie coś co zmieni wszystko, co do tej pory czułam, o czym myślałam. Nie bałam się niczego, szłam w ufności, że wszystko co się wydarza, wydarza się dla mojego dobra. Przecież wszechświat nie ma na nas złego planu. Nie doszłam. Obudziłam się z lekkim rozczarowaniem, smutkiem ale zaraz za tym pojawiło się uczucie, że przecież droga jest ważna, a nie cel. Niech ten dzień się już skończy! Czekam na zaśniecie, może znowu tam pójdę.
*** Jolanta Rycerska
zostały mu strzępki
tamtych wiosen
pod stopami
suchy pył
suchy dotyk
szelest
zaraz potem
cisza kroków
nie chce
nie czeka
ale już wie
wybudzi go
świeży promień
(…) Paweł Dusza
Hej chłopcy
Dajmy spokój
Chodźmy sobie polewać
Strzelmy niejednego
Bez zazdrości opowiedzmy
o swoich nowych
samochodach
Bez zawiści zachwyćmy się
żonami
kolegów
Hej chłopcy
Szkoda czasu
Lepiej zmarnujmy go
razem
na strzelaniu okiem
do nieznajomych
Okopmy się wspomnieniami
Młodzi byliśmy
Piękni
Hej chłopcy
Dosyć już
Dorzućmy do ognia
i siądźmy wkoło
Nieważne czy
śpiewać będziemy
za głośno
Mogą nas usłyszeć
Hej chłopcy
Bądźcie facetami
Katar może nas zabić
Odłóżmy to co
skaleczyć może wiecznie
Tak że w krzyżu
zaboli
Albo znajdą nas
pod niejednym pochyłym
na tym świecie.
(…) Arkadiusz Ławrywianiec
Kto jest za zasłoną? Jak wielka jest siła chęci poznania koloru oczu, widoku twarzy, osobowości. Czy ciekawość drugiej osoby jest naganna? Na pewno nie.
(…) Antoni Kreis
ZA CHWILĘ mnie powieszą
Już nie będzie mnie
Wrogowie się cieszą
Przyjaciół nie mam, nie!
ZA CHWILĘ gruby sznur
Na szyję włożą mi
Jedna krótka chwila
Potem już nie będzie nic…
Dziki tłum żądny krwi
Stoi w blasku słońca
Na horyzoncie lśni
Długa droga bez końca…
ZA CHWILĘ mnie powieszą…